

W ciągu ostatniego miesiąca próbowałam znaleźć jakąś strefę we Włoszech, na której mogłabym polatać w wingsuicie z dobrym coachem wingsuitowym. Odwiedziliśmy strefę w Ravennie nad Adriatykiem, która w sierpniu działa przez trzy tygodnie non stop, a nie tylko w weekendy, dzięki czemu można skakać z codziennie z wygodnej Cessny Grand Caravan. Strefa ma najlepszą infrastrukturę ze wszystkich stref, na których dotąd byłam. Poza przestronną, przewiewną układalnią(co przy tamtejszych temperaturach latem jest ogromną zaletą), na terenie lotniska jest dobrze zaopatrzony bar, basen, sklep z asortymentem do skydivingu, pole namiotowe i duża ilość toalet z prysznicami. Manifest funkcjonuje sprawnie i prowadzony jest przez żonę właściciela strefy - Gosię, która jest Polką.🙂 Atmosfera jest naprawdę miła. Zatrzymaliśmy się tam na kilka dni, polataliśmy, ale niestety nie było możliwości skorzystania z coachingu. Dlatego też po powrocie do domu zaczęłam robić poszukiwania strefy działającej codziennie i takiej, na której na pewno będzie dostępny coach. W najbliższej okolicy nie było niczego, co spełniałoby oba te warunki. Najbliższy tygodniowy event wingsuitowy miał się zacząć za kilka dni na strefie Costa d"Argento w Toskanii, czyli daleko, bo ponad 500 km drogi w jedną stronę z naszej doliny. Niemniej jednak była to najlepsza w najbliższym czasie okazja, aby polatać z mega dobrym Lucą Barbieri. Ten argument przebił wszystko. W poniedziałek w południe wyruszyliśmy na południe w ponad pięciogodzinną podróż na najodleglejszy kraniec toskańskiego wybrzeża - region Maremma na Srebrzystym Wybrzeżu Morza Śródziemnego. Nigdy wcześniej nie byłam w tej części Toskanii. I chyba nigdy dotąd nie jechałam w środku sierpnia - czyli dokładnie w najlepszym miesiącu sezonu alpejskiego - nad morze! Krajobraz południowej Toskanii przypomina trochę Sycylię kolorem ziemi i roślinnością - wszędzie rosną opuncje. Pola i wzgórz poprzecinane są równymi rzędami spiczastych cyprysów, co dla mnie jest znakiem rozpoznawczym tego rejonu. Po długiej jeździe samochodem dotarliśmy przed zachodem słońca na niewielką strefę pośród pól. Małe, kameralne lotnisko, które w ostatnim czasie zmieniło właściciela i jest w trakcie przebudowy i rozbudowy. Na miejscu jest duży namiot z układalnią i magazynem na sprzęty spadochronowe, budynek manifestu i zaplecze sanitarne z prysznicami. Bez problemu można zatrzymać się i nocować na lotnisku. My zwykle śpimy w naszym podróżnym aucie, ale byli też ludzie, którzy rozbili bez problemu swoje namioty na terenie strefy. Następnego poranka, po nocnych, gwałtownych burzach i niesamowicie pięknym wschodzie słońca, rozpoczęły się przygotowania do pierwszego wylotu.

W Costa d'Argento skacze się z 4500m z szybko wchodzącego na tę wysokość Pilatusa Portera, nad niesamowicie pięknym wybrzeżem i morzem usianym dużą ilością wysepek. Krajobrazowo jest to jedna z najładniejszych stref spośród tych, na których dotychczas byłam (Costa d'Argento i Bovec w Słowenii są moimi zdecydowanymi numerami jeden).

Skoki z Lucą, który w powietrzu i w wingsuicie czuje się jak w swojej drugiej skórze, były tym, czego szukałam. Wszystkie wskazówki i uwagi były na wagę złota, każda z nich po zastosowaniu robiła dużą różnicę w jakości lotu. Dla samych tych lekcji w ciągu trzech dni skoków warto było przyjechać! 🙂 Nie wspominając już o niesamowitych sunsetowych skokach z niebem w pastelowych kolorach, jakie widywałam jedynie w klimacie śródziemnomorskim. Jednego wieczoru wybraliśmy się do pobliskiej miejscowości Albinia położonej nad morzem. Odwiedziliśmy tam małą knajpkę serwującą lokalne sery, pieczywo, figi i wino. Wszystko inne, niż w północnych Włoszech, ale naprawdę pyszne. Myślę, że za kilka miesięcy, gdy na strefie Costa d'Argento zostaną przeprowadzone zapowiadane zmiany i organizacja oraz praca manifestu będą funkcjonowały sprawniej, miejsce to ma szansę zostać jednym z topowych we Włoszech - zrówno ze względu na lokalizację, niepowtarzalne widoki oraz łagodny klimat pozwalający na skoki od początku marca do końca grudnia.

Comments