Dostałam jakiś czas temu pytanie o to, jak ugryźć temat medytacji i jak zacząć medytacyjną praktykę. Postaram się odpowiedzieć na nie w jak najbardziej skondensowanej formie, a jednocześnie przejrzyście i bez zbędnych zawiłości.
Medytacja to nic innego, niż pozwolenie swojemu umysłowi na spoczynek w stanie ciszy. I nie chodzi tu o brak dźwięków dochodzących z zewnątrz, a o ciszę wewnętrzną, czyli stan, w którym przetaczające się przez głowę myśli nie absorbują całej uwagi. Stan, w którym pozwala się myślom na swobodny przepływ, obserwując je niczym obłoki płynące po błękitnym niebie. W miarę regularnej praktyki medytacyjnej pauzy między przepływającymi myślami stają się coraz dłuższe, a umysł zapada w stan uważnej ciszy z zauważalnie wiekszą łatwością.
Medytacja nie jest powstrzymywaniem ani blokowaniem przepływu myśli. Metody siłowe nie mają tu żadnego zastosowania ani sensu. Myśli represjonowane będą napierały z jeszcze większą siłą, jak wszystko przed czym uciekamy w życiu. Istotą sprawy jest obserwacja - pozbawiona oceniania i wewnętrznej paplaniny obecność w teraźniejszości. Pozwolenie myślom na to, by się pojawiły jeśli zechcą, zauważanie ich, podziękowanie za to, że się pojawiły i pozwolenie im na odpłynięcie hen hen daleko. Bez chwytania ich, bez drążenia, bez rozpamiętywania i bez analizowania. Robię wdech i z wydechem pozwalam myśli odejść.
Skupienie uwagi na oddechu, czy też inaczej podążanie za naturalnym rytmem oddechu, bez prób wpływania na niego w żaden sposób, bardzo pomaga w uspokojeniu rozbieganych myśli. Oddech jest naszą kotwicą na wzburzonych wodach życiowych wydarzeń. Jest z nami od chwili przyjścia na świat do ostatniej sekundy życia. Mając do dyspozycji tak potężne narzędzie jak oddech, dostępne zawsze i wszędzie, gdziekolwiek jesteśmy, często zapominamy o nim bądź nie jesteśmy świadomi jego mocy. Praktyka medytacji pozwala nam tę moc oddechu dostrzec i nauczyć się z niej korzystać. Bardziej świadomie przeżywać każdą chwilę teraźniejszości, w której istniejemy.
Do medytacji nie potrzeba żadnych specjalnych gadżetów, rekwizytów czy innych kojarzonych z nią czasem ustrojstw. Wystarczy zaciszny kąt w domu czy spokojne miejsce gdzieś w przyrodzie, kocyk złożony w kostkę bądź poduszka, na której możemy usiąść wygodnie w siadzie skrzyżnym. Siedząc z wyprostowanymi plecami i dłońmi odłożonymi na kolanach, mamy czuć się swobodnie, czyli ani nie nadmiernie rozluźnieni, by nie zasnąć, ani nie zanadto usztywnieni jak podczas wojskowej musztry, by nie powodować w ciele niepotrzebnych napięć. Znajdźmy złoty środek, stan pomiędzy napięciem a rozluźnieniem, tak jak w jodze. Siedząc wygodnie możemy przymknąć powieki - na początku praktyki medytacyjnej przymknięcie oczu pomaga w skupieniu uwagi do wewnątrz. Koncentrujemy uwagę na oddechu, czyli robiąc wdech - myślimy wdech, robiąc wydech - myślimy wydech. Obserwujemy pojawiające się w ciele wraz z wdechem odczucia, obserwujemy przychodzące z wydechem poczucie rozluźnienia. Za każdym razem, gdy umysł chwyci się jakiejś myśli i zacznie dryfować na fali pojawiających się za tą jedną myślą kolejnych, zauważmy to, zróbmy wdech i z wydechem puśćmy myśli wolno, by uwagę na nowo zakotwiczyć w naturalnym, rytmicznym procesie oddychania. Nie rozpoczynajmy wewnętrznej, krytycznej paplaniny w stylu “nie wychodzi mi to, ciagle o czymś myślę, nie nadaję się do medytacji, tak się nie da”. Komentowanie sytuacji nie jest w ogóle potrzebne. Gdy pojawia się myśl, a za nią kolejne, zauważamy ten fakt, z wydechem żegnamy myśli i wracamy do swojego “robię wdech - myślę wdech, robię wydech - myślę wydech”. Bez oceniania, bez komentowania, za to z łagodnością i serdecznością, ot tak, po prostu. Podczas medytacyjnej podróży liczonej w latach myśli będą mniej nachalne, a umysł szybciej będzie zapadał się w głębię swojej ciszy. Naturalną sprawą jest, że dni będą różne, jak to w życiu. Czasem nasz stan uważności będzie bardziej stabilny, czasem mniej, analogicznie do tego, że czasem śpimy lepiej, czasem gorzej, czasem coś nam się udaje od strzału, czasem potrzebujemy nad tym trochę popracować. Przyjmujmy naszą praktykę medytacyjną taką, jaką jest, bez oceniania, bo to przecież praktyka, a nie zawody sportowe.
Wracając do kwestii pojawiających się podczas medytacji myśli, taka złapana myśl, której nie pozwoliliśmy odejść, zazwyczaj daje początek całej dzikiej galopadzie innych myśli. Jeśli nie zauważymy tego procesu zawczasu i nie wrócimy do oddechu, nim się zorientujemy już będziemy płynąć porwani przez wartki nurt szalonych myśli. Jedna złapana i nakarmiona myśl napędza kolejną, zaczynamy przeskakiwać w myślach z jednego tematu na kolejny, niczym rozbrykane stado małpek przeskakujące z jednej gałęzi dżunglowego drzewa na drugą. Od jednej niewinnej, złapanej myśli - dajmy na to o tym, że jak skończę medytować, to nakarmię kota, rozpędzamy się dalej - z kotem trzeba jeszcze pojechać do weterynarza, a po drodze do weterynarza jeszcze zatrzymać się w warzywniaku po zakupy, no tak, tylko co kupić dziś na obiad, pomidory na zupę pomidorową czy warzywa korzeniowe do upieczenia w piekarniku, druga opcja będzie szybsza do zrobienia, bo jeszcze na basen chciałam dzisiaj pójść, a powinnam skończyć pisać tekst do jutra, więc może jednak lepiej będzie pójść pobiegać koło domu niż jechać na basen i później suszyć włosy przez pół godziny, bo tekst musi być napisany na czas, ponieważ jeśli magazyn nie będzie mógł być wydany w terminie, to wydawca może zrezygnować z moich usług i stracę robotę, a jak stracę robotę to…I tak w nieskończoność. Rozszalały małpi gaj myśli może nas zaprowadzić daleko w las, od myśli o konieczności nakarmienia kota, po utratę pracy. Interesujące, prawda? :)
Dlatego im wcześniej uda nam się dostrzec, że złapaliśmy myśl i zaczynamy ją karmić, w efekcie produkując całe myślowe stado, im wcześniej podziękujemy myślom i odeślemy je wraz z wydechem w przestworza, tym szybciej umysł nasz powróci do spokojnej, kontemplacyjnej ciszy i uważności tu i teraz.
Myśli konsumują naszą energię mentalną, a ciało reaguje całym arsenałem biochemicznych procesów w odpowiedzi na myślowe treści. Możemy tworzyć w naszych umysłach scenariusze wydarzeń, które nigdy nie nastąpią, stresując ciało wizjami utraty pracy czy wyobrażeniami innych niepożądanych okoliczności. Możemy też, poprzez regularną praktykę medytacji, ćwiczyć swój umysł niczym mięsień na siłowni w tym, by potrafił spoczywać w spokoju, regenerując się w ciszy i pozwalając ciału odpocząć od hormonów i neuroprzekaźników uwalnianych w efekcie reakcji na niepokojące, stresogenne myśli. Praktyka medytacji pozwala nauczyć się korzystać z naszego umysłu w świadomy sposób. Myśleć, gdy mam różne sprawy do obmyślenia, odpuszczać myśli, gdy chcę zanurzyć się w byciu i czuciu zamiast analizy, bądź z pełnym rozmysłem puszczać wodze swojej fantazji i pozwalać wyszaleć się małpim myślom ile dusza zapragnie. Medytacja pozwala nauczyć się traktowania myślenia jako narzędzia, zamiast pozwalania myślom na to, by nas zalewały niczym potop. Galopady myśli nie da się powstrzymać skutecznie opresyjnymi metodami, ponieważ opresyjne działania nie są długodystansowo ani skuteczne, ani zdrowe. By zauważyć jak rozgadane są na co dzień nasze umysły, potrzebujemy usiąść w ciszy i poobserwować swój oddech. By poradzić sobie z rozgadaną głową trzeba pozwalać myślom pojawiać się w przestrzeni umysłu, obserwować je, ale ich nie dokarmiać. Dziękować im i pozwalać odejść, znajdując zakotwiczenie w oddechu, zamiast chwytania i dokarmiania, pozwalającego im na rozrastanie się w szalone, nieskończone, myślowe ciągi. To, czego świadomie nie dokarmiamy, nie ma możliwości rozrosnąć się do niebotycznych rozmiarów. Wystarczy z serdecznością obserwować, zauważać, dziękować i z wydechem pozwalać odejść. Z szacunkiem i uprzejmością zarówno dla myśli, jak i dla siebie.
Dobrze jest zasiadać do medytacji regularnie, w miarę możliwości codziennie, na 10 minut. Jeśli uda Ci się przez trzy miesiące wypracować nawyk regularności, możesz wydłużyć czas medytacji do 15-20 minut. Regularność jest tutaj tak samo ważna, jak w przypadku rozmaitych treningów fizycznych. Jeśli czasem nie zdołasz zmieścić w harmonogramie dnia czasu na medytację, nie zadręczaj się tym i nie rezygnuj, a zwyczajnie wygospodaruj czas kolejnego dnia i kontynuuj praktykę.
Znajdź zatem spokojny zakątek domowy i wygodny kocyk do siedzenia. Każdego dnia rano, tuż po przebudzeniu, bądź wieczorową porą przed pójściem spać nastaw stopper na 10 minut, usiądź wygodnie w siadzie skrzyżnym, przymknij powieki i zacznij obserwować swój oddech. Robię wdech - myślę wdech, robię wydech - myślę wydech. Nastawiony stopper pozwoli Ci nie stresować się czasem i uniknąć rozpraszania się poprzez nerwowe spoglądanie na zegarek. Gdy zadzwoni alarm, nie zrywaj się nagle na równe nogi. Wyłącz go spokojnie i pozostań jeszcze na chwilkę w siadzie, oddychając miarowo. Podziękuj sobie za czas i praktykę, bez oceniania, i dopiero otwórz oczy. Miej później piękny dzień bądź kolorowe, spokojne sny. I obserwuj jak codzienna medytacja wpływa na różne aspekty Twojego życia.
Serdeczności :)
Comments