top of page

Boskie Dolomity


Wschód słońca nad grupą Fanes.

Czy pisałam już kiedyś, jak ja uwielbiam włoskie Dolomity?

Pewnie tak, ale nic nie szkodzi. Napiszę jeszcze raz :)


wspinanie na Croda Negra w Dolomitach
Na południowej ścianie Croda Negry.

Mijające lato było moim jedenastym latem spędzonym na wspinaniu w tych górach. I zarazem pierwszym, w którym miałam tę cudowną możliwość, aby skakać i latać w wingsuicie z wielkich ścian dolomitowych gigantów.


Dotychczas Dolomity były dla mnie bardzo silnie powiązane ze wspinaniem. I tylko ze wspinaniem. Wspinałam się w nich bowiem każdego lata przez ostatnią dekadę, a jak wiadomo – przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka.

W związku z tym takie też było moje nastawienie - wspinaczkowe. I choć tego lata wielokrotnie w moim worze nie było liny i sprzętu wspinaczkowego, a był sprzęt B.A.S.E.-owy i wingsuit, to nastawienie pozostawało niezmienne. Dopiero po kilku skokach zdołałam przełączyć swoje odruchowe myślenie z “Idziemy się wspinać” na “Teraz będziemy skakać”. Samo już zaobserwowanie tego, jak silnie wiążemy miejsca z aktywnością, którą najczęściej w nich wykonujemy/uprawiamy, było dla mnie interesującym odkryciem.


skok B.A.S.E. z Monte Civetta, Dolomity
Monte Civetta, Dolomity.

Tak to już jakoś jest, że choć lubię wyjeżdżać w inne, nowe części Alp, to Dolomity są dla mnie jak dom. Być może jest to kwestia ilości spędzonego w nich czasu, być może jakiejś magii, której na pewno nie można im odmówić. Stare i znane już miejsca nigdy się nie nudzą, lubię w nie wracać. A nowych, interesujących mnie i czekających na eksplorację, jest jeszcze mnóstwo.

Są w Dolomitach miejsca bardzo popularne, które ze względu na wielkie osiągnięcia alpinizmu i śmiałe drogi poprowadzone ich wielkimi, pionowymi zerwami, przyciągają wspinaczy z całego świata. Są również i takie zakątki, o których powszechnie wiadomo niewiele, do których dostęp nie jest łatwy, a w których rzadko można uświadczyć ludzkiej obecności. Miejsca ciche i niezatłoczone. Takie, w których usłyszeć można własne myśli, a nocą na niebie widać Drogę Mleczną.



Wracając do tematu mijającego lata: wspinanie w dolomitowej skale z Bartem, zarówno nowymi dla mnie drogami, jak i tymi, które robiłam wielokrotnie w minionych latach, było cudne. Ludzi w okolicy było niewielu, za to stada kozic górskich i świstaków napotkane na podejściach pod ściany, były dość imponujące.



Dobrze było znów tam być. I w ścianie, i w powietrzu.


74 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page