top of page

Jesienne klimaty


Artykuł, który napisałam na zlecenie agencji Happy&Rich, dla dwumiesięcznika dedykowanego dermatologom - "Cetaphil News" (nr 3).



***


Po gorączce lata, ciepłych nocach pod rozgwieżdżonym niebem, długich, skwarnych dniach, przychodzi ona. Z rześkim, cichym porankiem, który w kontraście do rozćwierkanych porannych godzin lata, wydaje się być nadzwyczaj spokojny. Z jabłoniami ciężkimi od owoców i winoroślą obwieszoną soczystymi kiściami. Z bogactwem kolorów i pełnią smaków ukrytą w kabaczkach, dyniach i śliwkach. Z babim latem unoszonym przez wiatr i kroplami rosy o świcie na niteczkach pajęczyny. Jesień.


Przez jednych witana z radością, przez innych nielubiana. Jak to zresztą bywa z każdą pora roku, choć z sympatią względem jesieni wyjątkowo wielu ma problem. Wiąże się to z tęsknotą za latem, słońcem, wakacyjnymi podróżami i być może również kojarzoną z nim słodką beztroską. Bowiem schyłek lata, po którym do życia nieuchronnie wdziera się jesień, oznacza powrót z wakacyjnej rzeczywistości do codzienności, szkoły, pracy, obowiązków. Do coraz krótszych dni, słońca w mniejszej ilości, jesiennej słoty i wkrótce bezlistnych drzew. Jesień oznacza dla nas często koniec czegoś, schyłek, pożegnanie. Zamyka pewien rozdział i rozpoczyna kolejny. Jesienią zmiany w przyrodzie są widoczne bardzo wyraźnie, a zmian tego, z czym nam dobrze, najczęściej nie chcemy. Nie bez powodu utarło się mówić o jesiennej melancholii czy jesieni życia. Wraz z jesiennym wyciszeniem i stopniową zmianą kąta padania słońca na naszą ziemską, północną półkulę, do głosu dochodzą refleksje, tęsknoty i czasem smutek za tym, co minęło i wciąż przemija. Jesień pobudza nasze zmysły i jednocześnie wyciąga na wierzch tęsknoty. Przypomina nam o przemijaniu.


GDYBY LATO TRWAŁO WIECZNIE

Wielu z nas marzy o niekończącym się nigdy lecie. O słońcu, długich dniach i o wszystkim, co się z latem kojarzy. Bo lato to energia słońca, czas błogiego zapomnienia, czas zabawy, aktywności, śmiechu. Lato to taki trochę powrót do dzieciństwa, z jego szalonymi pomysłami i chęcią do wcielania ich w życie. I wspaniale! Lato jest nam wszystkim - niezależnie od wieku - potrzebne, zabawa jest potrzebna i czas na realizację podróżniczych (i nie tylko) marzeń również. Potrzebujemy lata tak samo, jak każdej innej pory roku. Potrzebujemy dnia tak samo, jak nocy. Cykliczność pór roku, tak jak i to, że po nocy znów wschodzi słońce i przychodzi dzień, nadają naszemu życiu rytm, w którym jest miejsce zarówno na działanie, jak i na odpoczynek. By żyć w równowadze, a więc w zdrowiu, potrzebny jest balans. Wyobraź sobie, że lato - z dniem najdłuższym, jak to tylko możliwe i nocą tak krótką, jak tylko się da, trwałoby niezmiennie przez cały rok. I konsekwentnie raczyłoby nas dużą ilością słońca, w rezultacie czego nasza organiczna bateria, dająca energię do działania, naładowana byłaby non stop na sto procent. Krótkie noce nie zapewniłyby odpowiednio długiego odpoczynku po bardzo aktywnych dniach. Po pewnym czasie deficyt snu, przemęczenie i przeciążenie systemu dałyby o sobie niewątpliwie znać. Osobiście nie chciałabym zaistnienia takiego stanu rzeczy. Myślę, że wieczne lato wykończyłoby dość szybko znaczną część ludności zamieszkującej Ziemię. Człowiek zwyczajnie nie miałby się kiedy wyspać, a deficyt snu jest gorszy niż tortury. Istna katastrofa!


Wracając do niekończącego się lata i istniejącej w życiu cykliczności na makro i mikro skalę - nawet najbardziej aromatyczne, najsoczystsze, najpyszniejsze i najbardziej ulubione danie, jeśli jedzone codziennie, w nieskończoność, bez umiaru, dość szybko stałoby się nudne, monotonne, przyprawiające o mdłości. Po prostu straciłoby smak i wyjątkowość, a kolokwialnie mówiąc - przejadłoby się. To samo dotyczy pór roku, aktywności, towarzystwa, dosłownie wszystkiego. Zmiana i czasowość są tym, co dodaje uroku i barw życiu, co powoduje, że na coś czekamy z utęsknieniem, na coś się cieszymy. Cykliczność w życiu pozwala na odpoczynek, wytchnienie, odbudowanie zasobów, regenerację. Jeśli nauczymy się w niej odnajdywać, cieszyć się nią, dawać sobie na nią zgodę, w każdym z etapów życia i w każdej z pór roku zaczniemy dostrzegać wartość.


ZATRZYMAĆ LATO W SOBIE

Każda pora roku, gdy dobrze przeżyta, zaowocuje w pewien sposób w następującym po niej sezonie. Każda z nich przygotowuje nasz organizm na nadejście kolejnej. I tak lato pozwala nam nacieszyć się słońcem, ciepłem, dużą ilością czasu spędzanego na świeżym powietrzu. Powoduje, że z chęcią odsłaniamy nasze ciała i wystawiamy je na dobroczynne (o ile z umiarem dawkowane) działanie promieni słonecznych, pozwalając im wyprodukować zapasy witaminy D odpowiedzialnej za naszą odporność, zdrowie układu kostnego i nastrój. Lato jest też często motorem do zmiany, narodzin nowych pomysłów, które o każdej innej porze roku wydawałyby się mało realne, a czasem wręcz niemożliwe do spełnienia. W lecie więcej się ruszamy, spacerujemy, podróżujemy. Jemy lżejsze posiłki, bo ziemia rodzi tyle wspaniałych warzyw i owoców, że to właśnie na nich bazuje nasza codzienna, letnia dieta. Spotykamy się ze znajomymi i z ludźmi napotkanymi w drodze, na wyjazdach. Generalnie jesteśmy bardziej otwarci i chętni do spędzania czasu w towarzystwie. Dobra wiadomość jest taka, że te wszystkie cudowne aspekty lata możemy w sobie pielęgnować także wtedy, gdy nadejdzie jesień. To od nas zależy, czy z nastaniem kalendarzowej jesieni, krótszymi dniami czy porannymi, przygruntowymi przymrozkami, porzucimy zrodzone w lecie przedsięwzięcia czy kierunek działań, mający zaprowadzić nas w nowe dla nas miejsce (czy to będzie zmiana miejsca pracy, życiowych priorytetów, rozpoczęcie nauki nowego języka czy kontynuacja świeżo zakorzenionego nawyku wstawania rano o godzinę wcześniej, by mieć czas na praktykę jogi, a po niej na przygotowanie i zjedzenie w spokoju pożywnego śniadania). To od nas zależy, czy całe dobrodziejstwo lata - zapał do działania, odporność organizmu zbudowaną w słonecznym plenerze, otwartość i zadowolenie z życia - zabierzemy ze sobą w kolejne miesiące. To, przez co przechodzimy, co przeżywamy i czego doświadczamy, staje się częścią nas, naszym wewnętrznym zasobem. Jeśli potrafimy zrobić z niego użytek, nasze życie staje się pełniejsze. I dotyczy to także naszych letnich doświadczeń.


ZGODA NA JESIEŃ ZGODĄ NA ZMIANĘ

Czy tego chcemy czy nie, cała nasza ziemska podróż, od pierwszego do ostatniego oddechu, jest ciągłym procesem zachodzących po sobie zmian. Niektóre z nich zachodzą stopniowo, powoli, przez co nie zauważamy ich na co dzień. Inne przychodzą z zewnątrz, spadając czasem niczym przysłowiowy grom z jasnego nieba i zmuszając nas do przeorganizowania życia, zmiany sposobu myślenia. Generalnie, jako gatunek ludzki, nie przepadamy za zmianami. Jedynym wyjątkiem są te chciane, które w naszym mniemaniu zmienią życie na lepsze, choć i one czasem, w dłuższej perspektywie, okazują się nie przynosić dokładnie tego, czego oczekiwaliśmy.


Następowanie po sobie pór roku w pewien sposób odwzorowuje etapy naszego życia. Wiosna z jej świeżością i radością dziecięcych lat, lato pełne energii i wigoru młodzieńczego czasu, jesień bogata w kolory, zapachy, smaki i przepiękne, purpurowe zmierzchy, uosabia lata dojrzałości i dorosłości, zima z jej ciszą, mrozem, bezruchem i najdłuższą nocą w roku, która przywołuje na myśl starość i późne lata życia.


Być może jesienna melancholia wynika w jakimś stopniu z uświadamiania sobie procesu zmian, zarówno tego zachodzącego w przyrodzie, jak i obejmującego nas samych. Niemniej jednak na zmiany pór roku czy dnia przechodzącego w noc nie mamy wpływu. Nie mamy wpływu na to, że nasze ciała podlegają tym samym prawom, którym podlega cały świat przyrody, którego częścią my także jesteśmy. Tak po prostu jest, na tym polega życie, bo życie samo w sobie jest zmianą, cyklicznością, ruchem, przechodzeniem z jednego stanu w następny, przepływem. Brak zgody na zmianę jest w gruncie rzeczy brakiem zgody na życie. Unieruchomienie, zatrzymanie, zastygnięcie w jednym ze stanów nie jest życiem, płynnością i zmianą. Próba zatrzymania na zawsze jednej z pór roku czy zatrzymania się w określonym etapie życia poza tym, że jest niemożliwa, jest również oporem przed zmianą, zaprzeczeniem życia.


W dzisiejszym świecie, promującym ponad wszystko młodość i fizyczną atrakcyjność jako wartość samą w sobie, dojrzałość nie jest w cenie. Wartość dojrzałości, której nie można uzyskać bez bazy doświadczeń zbieranych latami, potrafią docenić jedynie koneserzy. Kultura masowa dzisiejszych czasów, którą często nazywam kulturą obrazkową, próbuje nam wmówić, że jeśli nie mamy dwudziestu lat, wielkiego biustu i napompowanych ust, jeśli nie stajemy na rzęsach, by żadna zmarszczka nie pojawiła się na naszym czole ani siwy włos nie zasrebrzył się na głowie - jednym słowem, jeśli nie próbujemy wpasować się w panujący powszechnie, sztywny model seksowności i atrakcyjności, to stajemy się przezroczyste bądź przezroczyści (bo dotyczy to także mężczyzn), wypadamy z obiegu, tracimy wartość rynkową niczym stary telefon bez kolorowego wyświetlacza. Jeśli rzeczywiście wartość człowieka opierałaby się jedynie na młodym ciele o pewnych z góry określonych wymiarach i rysach twarzy, to po pierwsze ludzkie klony jednego, ogólnie przyjętego modelu, byłyby najbardziej porządane (zero różnorodności, gdzie się nie obrócisz, setki tak samo wyglądających ludzi, koszmar). Po drugie, ludzie po trzydziestce (albo jeszcze przed) nadawaliby się już jedynie do recyclingu. Osobiście zdecydowanie nie przyjmuję takiego paradygmatu i modelu ludzkiej wartości. Jestem za różnorodnością i akceptacją życia jako zmiany. Za pięknem wielowymiarowości życia.


Akceptacja tego, na co wpływu nie mamy, pozwala otworzyć się na doświadczanie tego, co jest. Pozwala na dostrzeganie wartości, piękna i rozmaitości, którą przynosi każdy z następujących po sobie rocznych cykli i każdy z etapów życia. Akceptacja pozwala płynąć z nurtem życia i doświadczać, korzystać, rozwijać się, ewoluować, zamiast płakać nad rozlanym mlekiem tego, co minęło. Rozpacz nad przemijającym latem czy młodością zatrzymuje nas, hamuje, nie pozwala na rozwój. Przede wszystkim zaś żyjąc w tęsknocie i niezgodzie na to, co jest, przepuszczamy przez palce cenne godziny, dni i lata naszego życia. Pozbawiamy się poczucia sprawczości, działania i po prostu doświadczania różnorodności istnienia.


POCHWAŁA JESIENI

A gdyby tak spojrzeć na jesień jako na obfitość, kalejdoskop bogactwa, dojrzałość. Doświadczenie i ukoronowanie minionych pór roku czy też lat życia. Szerszą perspektywę widzenia rzeczy, większą samoświadomość. Niesamowity potencjał, do którego odkrycia potrzeba czasu, doświadczeń i przeżytych lat. Gdyby tak zachwycić się tym, że teraz - po czasie sprawdzania, doświadczania, eksplorowania - można z pełną świadomością pójść w to, co najbardziej nasze, sercu i duszy najbliższe. Bo już nie trzeba na zewnątrz, z rozmachem i wielką energią, a można do wewnątrz, z energią ukierunkowaną na to, co ważne, w skupieniu bardziej niż w rozproszeniu. Można pochylić się nad swoim wnętrzem, zainteresować nim i eksplorować przestrzenie naszego duchowego domu niczym piękne, wielobarwne, pałacowe izby. Zbierać plony wcześniejszych działań i przeżytych przygód, zaciekawiać się światem, korzystać z możliwości rozwoju, wychodzić co jakiś czas ze swej strefy komfortu. Czytać, uczyć się nowych rzeczy, tworzyć, poznawać, pielęgnować relacje i zainteresowania. Bo tak jak jesienna pora obdarowuje nas soczystością i słodyczą promieni słonecznych zgromadzonych w owocowej tkance, jak padające pod ostrym względem Ziemii kątem pastelowe, jesienne światło tworzy długie cienie i zmiękcza kontury drzew, jak zmieniające się kolory liści na gałęziach przenoszą nas ze znanego, zielonego lasu w kompletnie inny wymiar najrozmaitszych odcieni żółci, czerwieni i rdzy, jak woń opadłych liści w mroźnym powietrzu wieczorową porą i ich szelest pod stopami, jak zapach ogniska i widoczne na niebie klucze odlatujących na zimę ptaków, jak zapach świeżo upieczonej szarlotki z cynamonem i kubek gorącej, parującej herbaty w dłoniach, jak przyjemne muśnięcia jesiennego słońca na twarzy, jak wielobarwne powidoki po wczesnym zachodzie słońca, nazywane długimi jesiennymi zmierzchami, rozbudzają wszystkie nasze zmysły, tak i my możemy przenosić to piękno jesiennego bogactwa do swoich wnętrz. Wystarczy je dostrzegać, zauważać, chłonąć je, pozwalać sobie na zachwyt, ale i na momenty jesiennej zadumy czy smutku. Pozwolić wszystkim naszym myślom i uczuciom przychodzić i odchodzić, jak obłokom płynącym po bezkresnym niebie. I obserwować zmieniający się przyrodniczy świat zawnętrzny i nasze wewnętrzne, emocjonalne krajobrazy. Niech żyje różnorodność, w świecie i w nas samych, bo bogactwo drzemie właśnie w różnrodności.


SENSUALNA JESIEŃ

Jesień nie musi oznaczać zamknięcia się w czerech ścianach, ba, nawet nie powinna! Jesień życia nie musi oznaczać wykluczenia i wyrzucenia poza wartki strumień życia. Jedynymi osobami, które odpowiadają za sposób postrzegania czasu jesieni czy dojrzałego etapu naszego życia, jesteśmy my sami.

By pozwolić sobie na odbiór zmieniającego się, jesiennego świata, po prostu trzeba wychodzić w plener. By widzieć jak żółkną trawy i czerwienią się krzaczki borówek na zboczach gór, by wdychać pełne zapachów jesienne powietrze, gdy słońce wzbija się leniwie ponad horyzont i roztapia poranne mgły. By poruszać ciało i pogłębiać oddech, by krew krążyła żwawo w żyłach i rozprowadzała po ciele życiodajny tlen. By zachować wypracowaną latem odporność, dobry nastrój i chęć do życia. Bo chociaż jesień to czas zwolnienia tempa i wyciszenia, dłuższych wieczorów i energii skierowanej do wnętrza, to kontakt z naturą jest nam potrzebny przez cały rok i w każdym momencie życia, bez względu na aurę za oknem. Pozwólmy sobie więc i na aktywność i na odpoczynek, na przyjemności sensualne - zapach pieczonej dyni i suszonych grzybów, jesienne smaki, dźwięk szeleszczących liści i świst wiatru dującego po polach, i na dotyk, przytulenia oraz energię jaka dają spotkania z bliskimi nam ludźmi. Pozwólmy sobie również na momenty zatrzymania, by być w tym, co się wydarza, by zauważać drobne cuda natury i to, co umyka w często szalonym tempie codzienności. Życie pomieści wszystko - i młodość i dojrzałość, i lato i jesień. Dbajmy więc o to, by przyjmować to, co przychodzi i nie rozpaczać za tym, co odchodzi. Życie nie zna próżni. W miejsce czegoś, co odeszło, zawsze przychodzi nowe. A to, co przemija, pozostawia po sobie ślad w nas i staje się częścią nas. Zmienia nas. Ucieszmy się więc z tego, co było i zachowajmy cząstkę tego doświadczenia w sobie, tak jak zachowujemy smaki lata zamknięte w słoiczku wiśniowej konfitury.

41 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page